środa, 8 kwietnia 2015

Od Hiurrem (Przyjście do stada).

Była noc, a dokładniej wieczór-godzina 22.00/23.00. Błąkałam się sama po parku i szukałam czegoś do jedzenia. Teraz była najlepsza chwila na polowanie-mało ludzi, nikt się nie kręci. Z mojego wysiłku zdobyłam mysz i małego wróbla. Nie byłam tym najedzona. Zmęczona wskoczyłam na jedno z drzew i ułożyłam się do snu. Lekki wiatr potrząsał liśćmi i grał mi do snu. Chmury nie zanosiły się na deszcz, więc mogłam spokojnie spać. Po kilku minutach drzemki obudziło mnie głośnie szczekanie. Jakaś pani wypuściła psy! Okropieństwo! Czasem poważnie się zastanawiam, czy każdą moją minutę ciszy musi coś zepsuć? Psy próbowały wskoczyć na drzewo. Wiedziałam jednak, że nie możliwe, żeby starym Chiłałom udało się tak wysoko wskoczyć. Nie zwracając uwagi na jazgoczące zwierzyna przeskoczyłam na poręcz. Poręcz, która dzieliła park od Skate-parku. Przeszłam się powoli po błyszczącym metalu i zeskoczyłam na jedną z ramp. Eh....te głupie kolorowe graffiti. Czy wszyscy ludzie mają takie głupie pomysły, żeby malować coś na betonie? Nie zważając już uwagi na to odeszłam. Szłam chodnikiem. Skręciłam w kilka uliczek i znalazłam się w lesie. To przecież tylko miasteczko otoczone lasem, czego tu się spodziewać?! Zwinnie szłam po gałązkach drzew. Nagle z oddali zobaczyłam zielone miejsce. Takie tak wszystko tylko bez nadmiernej ilości drzew i krzewów. Nagle zobaczyłam dwójkę kotów na środku. Podeszłam do nich.
-Hej! Może wiecie gdzie jesteśmy?-spytałam
-My jesteśmy w stadzie Pieśni ludu-odpowiedział czarny kocur-a tak w ogóle to ja jestem Wład.
-Miło mi. Ja jestem Alisia, czy mogłabym dołączyć się?
-Tak. A właśnie to jest moja nowo poznana przyjaciółka Shinko- przedstawił mi koteczkę. Wyglądał mi na ragdolla. Nie lubię ich. Wydają mi się lalusiowaci.
-No to co może mały spacerek po stadzie-spytał kocur.
-Oczywiście-odparłam ja i Shinko
,<Wład? Shinko?>

Od Anubisa

Przeciągnąłem się i ziewnąłem, właśnie skończyłem małą drzemkę na konarze wielkiego dębu. Młode listki musnęły delikatnie moją aksamitną czarną sierść. Zeskoczyłem z drzewa na soczyście zielona trawę i rozejrzałem się dookoła. Nie działo się nic niezwykłego ... wszędzie zielono. Powoli zacząłem tęsknić do jakiegoś stada czy czegoś w tym guście. Miał bym co robić, a tak cały czas szła za mną nuda, nachodząc mnie w najmniej odpowiednim momencie. Jedyne co jeszcze potrafiło ją przepędzić to zabijanie, a nie chciałem znowu wciągać się w to bagno. Ruszyłem bezszelestnie przed siebie, instynktownie stawiałem łapy tak by nie wydawały przy tym najmniejszego szelestu. Weszło mi to w krew od czasu wypadku ... od czasu jej śmierci ... Potrząsnąłem głową by odgonić wspomnienia. To już przeszłość! Co się stało to się nie odstanie! Nie ma co roztrząsać wciąż na nowo tej sprawy ... to że mogłem ją ostrzec nie ma znaczenia bo jej nie ostrzegłem. Moje kroki pod wpływem wspomnień stały się bardziej nerwowe i nierozważne. Teraz już prawie biegłem, tak jakbym chciał uciec od wspomnień ... nikomu nie powiem co się stało ... jakby to miało sens ... nie mam komu tego powiedzieć. Nie mam nikogo ... zabolało, jak każda prawda i rzeczywistość w moim marnym życiu. Zatrzymałem się gdy do moich uszu doleciał odgłos kroków. Kocich kroków ... Wdrapałem się na najbliższe drzewo i z pomiędzy gałęzi obserwowałem ziemię. Na dole pojawił się czarny kot, zobaczyłem błysk złotych oczu i dumny chód. Minę miał neutralną, więc pewnie mnie nie zauważył. Hehe, a gdyby tak go trochę postraszyć? Tak dawno nie widziałem innego kota, że nie mogłem się oprzeć pokusie. Napiąłem mięśnie i wykonałem jeden płynny skok. Przez chwilę byłem w stanie nieważkości, a zaraz moje łapy uderzyły o ziemię. Zawczasu zjeżyłem się, a teraz syknął prezentując lśniącą sierść i zielone oczy. Kocur odskoczył z przekleństwem na pysku i zjeżoną sierścią na karku. Zaśmiałem się w głos. Wyszłem na psychopatę, ale nie przeszkadzało mi to. A niech myśli o mnie co chce. Byłem zbyt szczęśliwy, by coś takiego zepsuło mi nastój. O nie, nie dam się tak łatwo ... mam zamiar ułożyć sobie nową historię ... zupełnie inną od mojej przeszłości. Nie będzie łatwo, ale nie dbam o to. Dbam o ważniejsze rzeczy. Nie zamierzałem tego kota atakować, nie ... Za dużo szczęścia kosztowało mnie spotkanie go, nie zamierzam tego powtarzać.
- Kim jesteś? I co robisz na moim terenie? - syknął tamten, moja postawa zbiła go z tropu tylko na początku.
- Szukałem innych kotów, no i patrzę idziesz, więc pomyślałem że będzie zabawnie jak skoczę tuż przed ciebie. - uśmiechnąłem się złośliwie.

<Wład? ^.^ >

sobota, 4 kwietnia 2015

Od Shinko Cd Wład

Uśmiechnęłam się.
-Masz bardzo ładny głos.-wyszeptałam i przystanęłam obok niego. Uważnie wpatrywałam się w jego mądre, pełne miłości, lojalności i odwagi oczy.
-Chciałabym Ci jeszcze raz podziękować za to co dla mnie dzisiaj zrobiłeś...Jestem Ci wdzięczna, jeśli mogę coś dla Ciebie zrobić to wiesz, gdzie mnie szukać.-powiedziałam.Kiedy spojrzał na mnie zaczęłam się rumienić, a moje oczy zabłysły. Gdy tak patrzyliśmy sobie w oczy nagle pojawił się jakiś biały kot. Wyraźnie się zdziwił widząc mnie, a w szczególności nas oboje.
<Wład?>

czwartek, 2 kwietnia 2015

Od Włada Cd Shinko

Przechadzałem się po mieście. Nagle zobaczyłem kotkę którą atakowały 2 dobermany. Skoczyłem na jednego i wbiłem w jego grzbiet pazurami. Z pomocą jednej z mocy zabiłem go tak jakby po prostu zdechł ze starości. To samo zrobiłem z drugim. Jednak rozkazałem jeszcze trupom aby atakowały się na wzajem. Kiedy uznałem że są dostatecznie poranione za pomocą mocy przywróciłem je do odpowiedniego stanu rzeczy czyli śmierci.
- Chodź ze mną.- powiedziałem do kotki. Pobiegła za mną.
- Dziękuję.-Powiedziała kiedy byliśmy już na moich terenach.
- Nie ma za co. a tak w ogóle jestem Wład.
- Miło mi jestem Shinko.
- Miło.- Odparłem. Porozmawialiśmy chwilę i dołączyła do stada. Kiedy poszła do swojej jaskini zacząłem śpiewać: Link.   Nagle obok mnie pojawiła się Shinko.
<Shinko?>

Od Shinkō

Chodziłam po murach ogromnego miasta. Roiło się tam od ludzi na straganach sprzedających świeże owoce i ogólnie jedzenie. Czasami widywał się też jakieś drobiazgi ręcznie robione przez ludzi. Poczułam się nieco głodna, a akurat zobaczyłam stragan ze świeżymi rybami. Pomyślałam, że mogłabym jedną sobie zabrać ukradkiem, bo co mi szkodzi. Odwróciłam uwagę sprzedającego przewracając puszkę i wzięłam rybkę w pysk. Już miałam uciekać, lecz człowiek chwycił mnie za futro i podniósł do góry. Miauknęłam donośnie, jednak nie miałam zamiaru puścić zdobyczy. Sprzedający wyrwał mi rybkę z pyska, a mną rzucił o ziemię. Zabrałam się do ucieczki potykając co chwilę. Nagle przede mną pojawiły się dwa ogromne dobermany. Skuliłam uszy i ogon. Zaczęłam się cofać, lecz oni "zagonili" mnie do ślepej uliczki.
< Ktoś dokończyć?>